poniedziałek, 19 sierpnia 2013

III Urodzinowa Dziewczyna

         Muzyka




Miałam rację,mamuśka nie odpuściła, zgadała się z moją przyjaciółką i urządziły mi imprezę. Wynajęły pub o wdzięcznej nazwie The Orchard, znajdujący się pod  109117 Cherry Orchard Rd, w naszej dzielnicy Croydon. Żeby mnie nie rozdrażnić, postanowiły zrobić imprezę dzień przed datą moich urodzin, może to jest jakieś rozwiązanie? Nie, żebym miała coś do powiedzenia. Wszystko zachowały w ścisłej tajemnicy przede mną. Dowiedziałam się dopiero na miejscu.
Było naprawdę dużo ludzi, znajomych ze szkoły, kto by pomyślał, że znam tyle osób. Poruszałam się w rytm muzyki, tańcząc z każdym  z osobna i wszystkimi razem. Sączyłam drinki, nie martwiąc się o jutro, krótko mówiąc,korzystałam z życia. 
Etan podsadził mnie i Duśkę na bar, gdzie tańczyłyśmy i śpiewałyśmy.
— Najlepsza impreza na świecie – krzyknęła do mnie Duśka. Pokiwałam głową, moje gardło było już kompletnie zdarte, chyba jutro nie odezwę się słowem. 
— Sorry for party rocking – wydarliśmy się wszyscy, gdy zaczął się kolejny kawałek. Prawie każdy zaczął tańczyć, totalne szaleństwo. Pozowaliśmy do zdjęć, które moim kompaktem robił Etan albo ktoś, komu go powierzył. Kazali mi chodzić w głupiutkiej tiarze i szarfie „Urodzinowa Dziewczyna”, a mimo to wszystko było takie kolorowe. Jakby otaczała nas mydlana bańka szczęścia.  Dawno tak dobrze się nie bawiłam. Nad ranem pieszo wróciłam do domu razem z Duśką. Odprowadziłyśmy najpierw Etana na Cross Road. Nie miałyśmy daleko do naszych miejsc zamieszkania, musiałyśmy przejść wzdłuż Cherry Orchard Rd. do Cedar Rd.  Klaudia mieszkała blisko mnie przy Cedar Rd. pod numerem czterdzieści jeden, kwatera na rogu ulicy. Odprowadziłam Duśkę pod jej lokum i skręciłam w prawo w moja ulicę. Numeracja domów odbywała się jak na typowej ulicy: po jednej stronie nieparzyste, po drugiej parzyste. U wylotu Cedar Rd. numery były najwyższe, dlatego musiałam przejść prawie całą ulicę, żeby dojść do numeru dziewiątego, mojego domu. Jakoś specjalnie się nie bałam, w końcu to bezpieczna ulica, mieszkam tu od urodzenia.
Czułam pod skórą, że zaraz wzejdzie słońce. O tej porze nikt tędy nie chodzi, w domach wszyscy śpią. Jest za wcześnie, żeby wstać do pracy, zwłaszcza w sobotę.
Szłam sobie spokojnie z uśmiechem na ustach, w moich ulubionych litach. To nie to samo, co szpilki, tylko buty trzydzieści tysięcy razy bardziej wygodniejsze. Ciągłe huczało mi w głowie od nadmiary wrażeń z nocy. Latarnia nade mną zamrugała kilkakrotnie, żeby zaraz wyzionąć ducha. Serce zaczęło bić szybciej. Na mojej ulicy stały trzy latarnie, gdy gasnęła jedna z nich, w mroku pogrążała się znaczna część ulicy. W filmach właśnie w takich momentach dzieje się coś niebezpiecznego, główną bohaterkę zaczyna gonić maniak z siekierą albo coś takiego. Normalka.
Coś przebiegło tuż przede mną, stanęłam przestraszona. Głupia, to tylko kot pani Reinet, upomniałam się.  Ruszyłam dalej przyspieszonym krokiem, żeby tylko jak najszybciej opuścić mrok.

Sobota,siódmy lipca. Moje urodziny. Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek - jedenasta. Nieźle, biorąc pod uwagę fakt, że wróciłam koło trzeciej w nocy, a obudziłam się wyspana i bez kaca. Tylko dlaczego bolą mnie tak cholernie plecy? – pomyślałam. Okropny ból przeszywał je od łopatek do nerek. Wywróciłam się wczoraj i nie pamiętam – zastanawiałam się. Nie, przecież wszystko pamiętam. Uśmiechnęłam się na wspomnienie wczorajszej nocy. Dzisiaj kończę dwadzieścia lat, ale ze mnie stara dupa – pomyślałam. Poszłam do łazienki, położyłam rzeczy na koszu na pranie, otworzyłam szafkę za lustrem i wyjęłam z niej środek przeciwbólowy. Połknęłam go, popijając wodą z kranu, mając nadzieję, że pomoże.
Wzięłam gorący przyjemny prysznic, wsmarowałam w moje ciało masło kakaowe, tak przeze mnie uwielbiane. Ubrałam się w szarą bluzkę bez rękawów i szorty, które przyniosłam ze sobą z pokoju. Długie, czarne włosy upięłam w szybkiego koka. Jeszcze raz spojrzałam w lustro nad umywalką w poszukiwaniu pierwszych oznak starzenia się.  Nie znalazłam żadnych kurzych pazurków czy zmarszczek. Uśmiechnęłam się do odbicia i przyjrzałam się oczom. Jak zwykle chwilę zajęło mi odróżnienie źrenic od bardzo ciemnych tęczówek. Ich kolor odziedziczyłam na pewno po ojcu,mama ma piękne zielone, zazdrościłam jej ich. Moje były prawie czarne. Rodzicielka zawsze, gdy w nie spoglądała, mówiła – Masz jego oczy, piękne jak czarny onyks. Jedyna wzmianka o moim ojcu, jaką zdarzało jej się wypowiedzieć. Westchnęłam, opuściłam łazienkę i na bosaka zbiegłam po schodach na dół. Weszłam do kuchni, otworzyłam lodówkę, wyjęłam sok pomarańczowy i mleko. Nalałam do szklanki soku, a opróżniony karton wyrzuciłam do kosza. Wypiłam zawartość szklanki i włożyłam ją do zlewu. Wstawiłam w czajniku wodę, wyjęłam płatki kukurydziane z szafki obok lodówki, nasypałam trochę do miski  i zalałam je mlekiem.  Siadłam na krześle przy blacie, zaczęłam zajadać płatki.
Rozejrzałam się po kuchni.Niebyła ogromnych rozmiarów, ale malutka też nie. Na lewo od drzwi stała lodówka. Pozostały krótki odcinek południowej ściany zajmował blat pod którym mieściła się pralka, tak jak całą wschodnią ścianę pod wielkim oknem, zlew i kuchenka indukcyjna z piekarnikiem. Blat ciągnął się dalej do połowy ściany północnej, gdzie skręcał do środka kuchni, tworząc ladę, przy której jadłyśmy posiłki. Na ścianie zachodniej stał tylko barek, w którym i tak trzymałyśmy głównie kieliszki, jakieś tanie wina i whisky na specjalne okazje, a na jego dolnej półce mieściły się obrusy na stół w salonie. Na blacie stały potrzebne urządzenia. Na ścianach ułożone były beżowe kafelki, na niektórych znajdowały się brązowe wzory. Ściany w kolorze beżowym i białe meble. Ładnie i przytulnie.
Do kuchni weszła mama, niosąc pusty wazon.
— Wszystkiego najlepszego, córeczko – przywitała mnie rodzicielka, całując w czoło. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
—Nie słyszałam, jak zeszłaś  – dodała, podchodząc do zlewu, zaczęła lać wodę do wazonu. 
—No w końcu poruszam się jak kot! Widzisz, skończenie dwudziestu lat czasem coś daje – zaśmiałam się,  puszczając mamie oczko, na co ona zachichotała.
— Do czego ci ten wazon? – spytałam, kończąc moje śniadanie. 

— Etan z bratem przywieźli rzeczy, które do nich zanieśliście, prezenty i kwiaty – wytłumaczyła. Pokiwałam głową. Rzeczywiście, wczoraj w nocy wszystkie kwiaty i prezenty zostawiliśmy u Etana w domu. Właściwie my nie zostawiliśmy, tylko brat Etana zgarnął rzeczy, gdy wpadł złożyć mi życzenia. Miałam nadzieję, że przywiozą je popołudniu.

środa, 24 lipca 2013

II Neon



Obudziły mnie dźwięki dochodzące z kuchni, czyżby mama postanowiła zrobić śniadanie.  Włożyłam mój puszysty szlafroczek i zeszłam na dół.  Mieszkam tylko z mamą, nie mam rodzeństwa. Ojca nigdy nie poznałam, rodzicielka powiedziała, że zginął w wypadku samochodowym, gdy była ze mną w ciąży. Do szesnastego roku życia wydawało mi się,  że któregoś dnia przejdzie przez drzwi uśmiechnie się do mnie pełny ojcowskiej miłości uśmiecham i będę wiedział to właśnie jest mój tatuś. Powie mi, że był tajnym agentem, że dla mojego i mamy bezpieczeństwa nie mógł utrzymywać z nami kontaktów. Ech  marzenia dziecka. Nasz domek był malutki na dole znajdował się niewielki salon, kuchnia i malutka łazienka.  na górze znajdowała się tylko moja sypialnia, mamy i łazienka.  Za domem ogródek którym się zajmowałam. Uwielbiałam to sadzić coraz to nowe krzewy, kwiaty. I wylegiwać się w słońcu na przyciętym trawniku.
- Dzień dobry - powiedziałam wchodząc do kuchni.
- dobry - odpowiedziała mamuśka.
- dobry humorek mamy - zaśmiałam się, nalewając sobie soku do szklanki. Siadłam przy ladzie.
- dzisiaj sobota córeczko - odparła.  Nakładając mi naleśniki z owocami, pycha. czasem mam wrażenie,  że ona bardziej cieszy się z weekendu niż ja. 
- późno wróciłaś ? - spytała, z jej wspaniałym wyczuciem czasu, oczywiście miałam pełną buzię. 
- przed północą - odpowiedziałam po przełknięciu.
- dzisiaj przyjdzie do mnie Clarisa - poinformowała mnie - robimy sobie maraton filmów z Huge Grantem. Dołączysz?  - dodała. Zaczęłam się śmiać. Kocham ją,  ale jej gust filmowy jest beznadziejny.
- nie dzięki,  ja i Duśka idziemy do klubu. -  odpowiedziałam. Mama przytaknęła, spodziewając się takiej odpowiedzi. Siedzenie z nimi jest w porządku,  ale nie zdzierżę oglądania tych głupich filmów. 
- Zaprosiłaś już kogoś na urodziny?  - Spytała,  pokręciłam głową.
- Ale to już za tydzień - oburzyła się, zmieniając wysokość głosu.
- Mówiłam,  że nic nie robimy - powiedziałam kończąc śniadanie. 
- To  twoje dwudzieste urodziny - drążyła dalej.  
- Nie chce kolejnego wypadku mamo - próbowałam zakończyć dyskusje.  Co roku odkąd  pamiętam w moje urodziny kończą się tragicznie.  W zeszłym roku skończyłam ze złamaną noga, bo spadłam  ze schodów.  W osiemnaste urodziny potrącił mnie samochód.  Jakby ktoś dosłownie próbował mnie zabić. 
-Jak tam chcesz - poddała się. Spojrzałam na nią z pod rzęs. Coś za łatwo odpuściła. Jakbym jej nie znała dwadzieścia lat to bym pomyślała,  że mnie posłucha. Nie do czekanie oczywiście,  że zrobi po swojemu.

- Rose, idź do baru  i przynieś nam drinki – powiedział do mnie Etan. Spojrzałam na niego spode łba. Jesteśmy przyjaciółmi, ale bez przesady nadal  to ja i Duśka jesteśmy tu dziewczynami. Po za tym dopiero co siedliśmy. Piękny sobotni wieczór postanowiliśmy spędzić na West Endzie, w jednym z naszych ulubionych Clubów . Lampy UV rozświetlały lokal, jeśli niebieski półmrok można nazwać rozświetleniem. Dj zapuszczał dzisiaj muzykę w stylu House. Ludzie wymalowani fluorescencyjną farbą tańczyli na parkiecie. Nazwa „Neon” bardzo pasuje do tego miejsca.
- Ale z ciebie dżentelmen od siedmiu boleści – powiedziała Duśka zanim ja zdążyłam zareagować.  Etan ciemny blondyn, o zielonych oczach. Przystojny trzeba to powiedzieć, dwa lata młodszy od nas koleś. Jak dla mnie ma totalnie nasrane w bani.  Zaczęliśmy się przyjaźnić chyba w momencie, gdy z Klaudiom  uratowałyśmy go przed wylądowaniem w śmietniku, głupia zabawa chłopaków z drużyny Rugby. Potem zaczął za nami chodzić jak szczeniak.
- Wiesz zaczynam żałować, że ci pomogłyśmy – wytknęłam.  Wydoł wargi, jak dziecko.
- robie eksperyment – poinformował nas.
- Na temat czego? – spytałam
- Powiem wam jak wrócisz – odpowiedział, westchnęłam i poczłapałam do baru.  Przynieść trzy drinki mając do użycia tylko dwie ręce. Jednak poradziłam sobie, zręcznie omijałam bawiących się ludzi. Tych tańczących i tych którzy mimo ciągle wczesnej pory walczyli z grawitacją.  Postawiłam drinki na stoiku i odtańczyłam szybki taniec radości.
- A ty wypiłaś coś bez nas? – spytała Dusia, gdy już siadałam.
- Spójrz na to – odpowiedziałam wskazując na moją bluzkę. Brwi zarówno Etana jak i Duśki prawie się złączyły, ze zdziwienia.
- Nic tam nie ma – poinformowałam mnie Etan.
- No właśnie, nic nie ma – odparłam radośnie.  Klaudia spojrzała na mnie jakbym potrzebowałam psychiatry.  - Nie rozlałam na siebie drinków – wytłumaczyłam.
-aha – powiedziała tylko jakby nie było to nic zaskakującego, westchnęłam.
- Okej Etan o co chodziło w twoim „eksperymencie” ? – spytałam podkreślając palcami cudzysłów  słowa „eksperyment”.  Etan uśmiechnął się, a Klaudia nadstawiła ucha.
-  Na lewo od baru,  pod ścianą stoi koleś, który obserwuje każdy ruch Rose – poinformował nas Etan. Nasze głowy od razu obróciły się w tamtą stronę.
- Ten z ciemnymi włosami i w skórze? – spytała moja przyjaciółka zanim ja zlokalizowałam osobnika. Etan przytaknął. Wciągnęłam ze świstem powietrze, odnalazłszy kolesia o którym mówił blondyn.  Brunet w czarnej kurtce stał beztrosko oparty o ścianę z rękami w kieszeni. Bardzo ciemne oczy świdrowały mnie na wskroś i jego arogancki uśmieszek sprawił, że zadrżałam.  Ale nie to mnie najbardziej zaszokowało. To był dokładnie ten sam facet, którego widziałam w nocy na ulicy. Nie mógł być zwykłym omamem.
- Co się dzieje?  - spytała Dusia. Przeniosłam na nią wzrok.
- Dziś nocy obudziłam się, bo śnił mi się koszmar – zaczęłam, - Wyjrzałam przez okno i on tam stał i patrzył na moje okno – opowiedziałam. Moi przyjaciele spojrzeli na mnie z niedowierzaniem.
-  nie mówisz poważnie ? – spytał Etan
- Mówię – odpowiedziałam – wydawało mi się, że to przywidzenie wiesz taka senna mara, jak ci się tyle co po przebudzeniu wydaje, że widzisz coś czego nie ma. Ale przecież nie mogła mi się przywidzieć ta sama osoba, która teraz nas świdruje swoim wzrokiem – wyjaśniłam. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Jakby szukając rozwiązania sytuacji. Próbowałam sobie wyjaśnić jak to jest możliwe. Co właściwie się dzieje.
- Okej robimy tak. Dopijamy nasze drinki jak, gdyby nigdy nic, poczym zbieramy się i od prowadzamy cię domu – wyjawiła mam swój genialny plan Klaudia. Etan przytaknął, a ja wlepiłam swój wzrok w moją pasoe z sokiem pomarańczowym.  

środa, 26 czerwca 2013

I 'Sen'


Muzyka

Ale jestem głupia, cztero calowe szpilki nie są dobrym wyborem jeśli masz w planach cało dzienne chodzenie. Jednak trzeba przyznać te szpilki sprawiały, że moje nogi wyglądały fantastycznie, to było warte każdego bólu.  Plusem było też,  że dodawały nieco do mojego mizernego wzrostu pięciu stóp i trzech cali. Jednak tę cholerne szpilki rypały mnie jak szalone. Marze tylko o zdjęciu ich. Na dodatek zrobił mi się pęcherz. 

Gdy wróciłam do domu rodzicielka już spała. Wzięłam ciepłą kąpiel, która ukoiła ból stóp. W głowię wciąż szumiało mi od kieliszków winna wypitych z dziewczynami z okazji ukończenia szkoły. Położyłam się do łóżka, usypiając błyskawicznie. 

Czułam,  że  ktoś mnie obserwuję.  Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu winnego. Znalazłam go, obserwował mnie, oparty o jedną z witryn sklepowych po drugiej stronie Oxford Street. Wyglądał na nieco starszego od mnie, ale trzeba przyznać, że cholernie przystojnego. Blond włosy opadały mu na czoło, muszę przyznać, że wyglądał seksownie. Nawet z tej odległości widziałam idealne lazurowe oczy w kształcie migdałów z długimi rzęsami. Jakby nie mógł być już bardziej perfekcyjny. W czarnej skórzanej kurtce wyglądał jakby pochodził z innej galaktyki.  Uśmiechnęłam się na ten opis.  Odrzucił głowę do tylu i roześmiał się,  jakby słyszał moje myśli.  Jego śmiech był dla mnie znajomy. Spojrzał na mnie, jego oczy się rozszerzyły z przerażenia. 
- Uciekaj - krzyknął.


Obudziłam się, ciężko oddychając. Ten sen, śni mi się od tygodnia. Zawsze budziłam się właśnie w tym momencie. Gdy już mam się obrócić i zobaczyć przed czym mam uciekać. Sen był bardzo realistyczny, przetarłam oczy, próbując pozbyć się tego wrażenia. Sięgnęłam po szklankę wody stojącą na szafce nocnej i ją opróżniłam. Wstałam i podeszłam do okna. Miasto nocą wygląda jest piękne. Mimo, że mieszkam w mieście które nigdy nie śpi to moja okolica jest dość spokojna. Po drugiej stronie ulicy wsparty o latarnie stał facet trochę starszy ode mnie. Miał ciemne włosy. Koleś wydawał się wpatrywać właśnie w moje okno. Kto o 3 w nocy stoi gapiąc się w czyjeś okno, nikt normalny.  Zasłoniłam szybko okno. To tylko przewidzenia.  Zaczynam mieć paranoje. 

Statystyka